Udręka ducha

„Unikaj głośnych i napastliwych – są udręką ducha” pisze Max Ehrmann w swojej słynnej „Dezyderacie”. Głośnych i napastliwych ci u nas dostatek. Obrodziło latoś jak nigdy, a może jak dawno nie było.

A było w PRL-u, w latach 70. i 80. Wcześniej zapewne nikomu nie przychodziło do głowy aby nie iść na wybory, bo na wybory nie chodzili tylko wrogowie ludowej ojczyzny, bandyci występujący przeciwko prawowitej, socjalistycznej władzy albo wariaci. Z „wrogami” ludu szybko się uporano, choć ostatni wyklęty został zabity w walce w październiku 1963 r. Później uspokoiło się, chociaż nieuczestniczenie w wyborach uważano za czyn wrogi wobec państwa i właśnie w sposób napastliwy władza agitował do uczestnictwa w wyborach, w których i tak wszystko zostało przesądzone. Program Partii programem narodu a jak tu realizować program, gdy nie ma się władzy, co zresztą głęboko wryło się w pamięć Kaczyńskiemu. A i zapewne to, że „władzy raz zdobytej nie oddamy” albo „tę rękę wyciągniętą po władzę (wtedy) ludową, władza ta odrąbie”.

Organizowano harcerzy, którzy chodzili w dniu wyborów po domach i mieszkaniach i przypominali, że właśnie trwają wybory do Sejmu PRL albo, że „pan/pani jeszcze nie głosował/a a lokale zamykane są o godz. 20:00”, i aby czasami się nie spóźnić. To było ważne dla partyjnych kacyków, bo choć frekwencja oficjalnie zwykle przekraczała 99%, to nigdy nie spadała poniżej 97%. Tymczasem rzeczywista frekwencja dawała władzy w komitetach do myślenia. Ta propaganda wyborcza wydawało się wówczas i głośna i napastliwa ale to nic w porównaniu z tym, jak politykę uprawiają dzisiejsi kandydaci do Parlamentu.

Janusz Kowalski przejdzie do mrocznej historii rządów prawicy w początkach XXI w. za agresję wobec rolników z Agrounii i próbę zakrzyczenia, zastraszenia i zdyskredytowania jednego z jej przedstawicieli; za to, że śmiali przyjść do Ministerstwa Rolnictwa i domagać się widzenia z jego szefem Robertem Telusem. Nie da się ustrzec skojarzenia z kultowym filmie Ridleya Scotta „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo”, w którym obślizły, odrażający i wzbudzający strach robal, z ekstremalnie żrącym kwasem w żyłach zamiast krwi, ślini się, pluje i narusza przestrzeń osobistą swojej ofiary. Wygląda to, jakby potwór żywił panicznym strachem. To niewątpliwie przejaw sadyzmu. Na tych filmach, co krążą w Internecie, to pan Kowalski nawet podobny jest z profilu do „Ósmego”.

Jacek Ozdoba z kolei, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, nie zajmuje się środowiskiem, umierającą Odrą, zatrzymaniem wycinki lasów, teraz nadmiernie eksploatowanych na Podkarpaciu, pomocą w likwidacji nielegalnych odpadów, m.in z bydgoskiego Nitrochemu, a wpada w godzinach pracy na konferencję prasową Koalicji Obywatelskiej, zagłusza i zakrzykuje wypowiedzi polityków KO, a wreszcie fizycznie wypycha z przed mikrofonów Jana Grabca z KO. Powtórzył to na konferencji prasowej w Sejmie, gdy Borys Budka i Jan Grabiec informowali o wniesieniu zawiadomienia do prokuratury o prawdopodobnym popełnieniu przestępstwa przez Ozdobę w takcie poprzedniego spotkania z mediami polityków KO.

Zakrzyczeć to oni rzeczywiście potrafią ale posuwanie się do fizycznych ataków, to już nowa jakość prawicowej, polskiej polityki. Wieszają na szubienicach kartonowe lalki podpisane nazwiskami swoich „wrogów” i czekać tylko kiedy zaczną przychodzić na konkurencyjne spotkania z bejsbolami Jak bardzo czują się bezkarni tacy Kowalscy, Ozdoby, Jakie, Ziobry, Kępy, Szydły, Morawieckie, Wiplery, Dudy, Schreibery, Króle… a wreszcie Kaczyńskie, Terleckie, Witki i inne. Wymieniać można długo. Są na razie bezkarni, nie czują, że przekraczają pewne granice. Nie chcą tego czuć i są przekonani, że spryt i „mądrość”, które im pomogły zdobyć władzę, pomogą im również uchronić się przed odpowiedzialnością. Nie stać ich na refleksję!

Wspomniany PRL i wybory z tamtych czasów, wydają się dziś subtelnym sposobem uprawiania niesmacznej, siermiężnej, propagandy wyborczej. Dziś nazywa się to nowoczesną „kampanią” wyborczą, i nie ma to żadnego przełożenia na, w końcu, negatywnie kojarzące się słowo „propaganda”. „Agitka” też tu jest chyba za słabo odrzucająca. „Napierdalanka polityczna w imię ojczyzny, wiary i bez honoru” – może. Wulgaryzmy w tym przypadku wydają się tu jak najbardziej na miejscu, ale i one zdają się nie oddawać zjełczałego, geriatrycznego odoru tego, co robi PiS.

Pozostaje nam więc wiara w poezję i w to, że kiedyś musi się to skończyć. Skoro zaczęliśmy cytatem, to wypada cytatem skończyć. Tym razem Czesław Miłosz i fragment wiersza „Który skrzywdziłeś” z tomu „Światło dzienne”:

(…) Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta./ Możesz go zabić – narodzi się nowy./ Spisane będą czyny i rozmowy./ Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy/ I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *